W drodze do Lucknow

“Waranasi jest starsze niż historia, jest starsze niż tradycja, jest nawet starsze niż legenda. Jest tzykroć starsze niż one wszystkie razem wzięte” pisał Mark Twain. A my poznaliśmy uroki tego tajemniczego miejsca – miasta, które jest modlitwą. Poznawalismy z brzegu, od strony opadającej do świętej Gangi ghatów, podglądaliśmy z łodzi w promieniach wschodzącego Słońca. Wędrowalismy wąskimi gali, mijając się z krowami, królowymi wąskich uliczek, słuchaliśmy rzecznych dźwięków rag wygrywanych na sitarze i tabla -?tak przystających do tego miejsca. Obok kończyło się życie i zaczynało nowe. Manikarnika.
Sarnath, które odwiedziliśmy to jedno z najważniejszych miejsc dla buddystów.
Kolejne etapy to Jaunpur z pięknymi zabytkami architektury indo-saraceńskiej, Allahabad – miejsce konfluencji Gangesu, Jamuny i podziemnej Saraswati, Ajodhia – miejsce urodzin Ramy i krwawych starć religijnych z 1992 roku i Faizabad z grobowcami żon dawnych nawabów księstwa Oudh.
Zmierzamy autostradą w kierunku Lucknow, stolicy stanu Uttar Pradeś.
Na stronie www.peneplena.pl znajdziecie wciąż uzupelnianą relację z 17. Szkolnej Wyprawy Geograficznej. Zapraszamy

Chorzowscy licealiści znów w Mieście Radości

Spotkanie z Bengalem Zachodnim rozpoczęliśmy od wizyty w jednym z najbardziej niegościnnych miejsc na Ziemi – w Delhi Śmierci, porośniętej lasami namorzynowymi. Niestety wśród gęstych mangrowców nie udało nam się wypatrzyć największego z kotów zamieszkujących naszą planetę, ale trzy di pływania po odwołać największej delty świata było niezwykłym doznaniem przyrodniczym.
Kolejne cztery, w tym barwny Dzień Niepodległości, którym Indusi się wspólnie cieszą (kilka tysięcy lat rozwiniętej cywilizacji robi jednak różnicę), spędziliśmy w mieście Matki Teresy. I to dosłownie. Mogę tylko powiedzieć, że jestem dumny z tych młodych Polaków, uczniów chorzowskiego Słowaka, którzy jako nieliczni obywatele naszego kraju przybywają do Kolkaty by pomagać potrzebującym.
Nasz kolejny cel podróży to duchowa stolica hindusów – Waranasi. Q

Dla każdego coś trudnego

Wyprawy do łatwych nie należą, ale tym razem oprócz długich przejazdów, wysokich temperatur, monsunowych ulewa dołożyliśmy sobie zwiedzanie miejsc o trudnych nazwach. Maduraj, OK. Bułka z masłem (chociaż lepiej samopocz warzywkami) Ale co powiecie na Thanjavur, Thiruchchrappalli, Thiruvannamalai, Puducherry i Mahabalipuram. Każde inne, z bogactwem drawidyjskich świątyń, tych z pierwszych wieków AD i znacznie nowszych. Pondi, dawna kolonia francuska przypomniała naszym podniebieniom smak bagietek i aromatycznej kawy. Dziś ostatnie chwile nad Zatoką Bengalską w uroczej wiosce Mahabalipuram (jest też krótszą wersja dla leniuchów – Mamallapuram). Jeszcze parę krewetek, ośmiorniczek, kalmarów i wieczorem wsiadamy do pociągu, który zawiezie nas do Kolkaty. 1700 kilometrów i 29 godzin jazdy.

Na południowym skrawku Indii

Dalej już się nie da. Po raz pierwszy wyprawowe kończyny dolne stanęły na najdalej na południe wysuniętym punkcie Indii. Kannyiakumari albo Przylądek Komoryn (8st. N) to miejsce styku Oceanu Indyjskiego, Morza Arabskiego i Zatoki Bengalskiej. Jedyne w swoim rodzaju – dramatyczne i symboliczne. Tu spotyka się hinduizm, islam i chrześcijaństwo, oczywiście symbolicznie, choć tego dnia, także osobiście.

Kerala – Godzina W

Tempo wyprawy nie zwalnia, stąd korespondencyjne opóźnienia, za które przepraszamy. 29 lipca wylądowaliśmy w skąpanej palmową zielenią Kerali. Koczin, stare portugalskie miasto stał się punktem wypadowym w Góry Kardamonowe (nie mylić z tymi w Kambodży) i na wycieczki wzdłuż lagunowych brzegów i kanałów pośród pól ryżowych. Przesiedlismy się na luksusową barkę, gdzie dogadzano nam pyszną strawą i owocami. Tam, rocznicę Powstania Warszawskiego, oddaliśmy chwałę naszym Bohaterom, wraz z naszymi indyjskimi przyjaciółmi.

Z Gudźaratu do Karnataki

Radźkot to kolejny punkt (niezaplanowany), który dzięki naszym indyjskim przyjaciołom na chwil kilka odwiedziliśmy. Raj Kumar College, szkoła ufundowana przez Dźam Saheba – Dobrego Maharadżę dosłownie nas powaliła. Indyjska gościnność, przepyszna kolacja i oksfordzkie przestrzenie audytorium, dziedzińców, sal do nauki. Później nocny pociąg do 6-milionowego Ahmedabadu, kilka godzin zwiedzania i znów pociąg do Bhopalu – stolicy Madhia Pradeś i miejsca największej w historii katastrofy przemysłowej z 1984 r. (weszliśmy na teren fabryki koncernu Union Carbidge za niewielki bakszysz). Bhopl był naszym punktem wypadowym do Sanći (stupy buddyjskie z III w p.n.e.) i Bhibetki z malowidłami naskalnymi sprzed 9 tysięcy lat.
Do nowoczesnego Pune w Maharasztrze przemieściliśmy się oczywiście jako pasażerowie Indian Railways.
Górski kurort Matheran dostarczył nam doby termicznego odpoczynku po skwarach pierszych dwóch tygodni. A widoki Ghatów Zachodnich, kąpanych co kilkadziesiąt minut monsunową ulewą były przepyszne.
Dalsza podróż na południe Indii dostarczała kolejnych wrażeń i pozwalała na obserwację zmian w krajobrazie, szacie roślinnej, jak również całej społecznej sferze subkontynentu.
W stanie Karnataka zatrzymaliśmy się w Hassan, skąd przejechaliśmy do okolicznych miejscowości, z przepięknymi świątyniami dżinijskimi w Śwarambelagoli i hinduskimi w Haledibu i Belur.